Idąc do gabinetu dyrektorki zastanawiałam się czego ona może ode mnie chcieć. Przecież ostatnio nic nie zrobiłam. Nie wybiłam żadnej szyby, nie uderzyłam żadnego plastika czy czegoś w tym stylu. Doszłam do gabinetu i zapukałam do drzwi.
- Wejdź Demi
- Chciała mnie pani widzieć ?
- Tak. Mam dla Ciebie dobrą nowinę
- Organizuje pani konkurs na najlepszą piosenkę własnej kompozycji ?
- Nie
- To jaką ?
- Zostałaś adoptowana
- Co ?! Jak ?! Kto ?!
- Pamiętasz to małżeństwo które jakieś niecałe dwa lata temu kupiło dom twoich rodziców ?
- Tak
- To oni zdecydowali się Ciebie adoptować. Masz dwie godziny żeby się spakować i pożegnać ze wszystkimi.
Poszłam do pokoju nie wiedząc co mam czuć. Z jednej strony zostałam adoptowana ale z drugiej ... oni mają córkę Selene Gomez gwiazdkę Disneya której sodówka do głowy uderzyła. Rozmawiałam z nią może pięć minut i ledwo co powstrzymałam się od rękoczynów. Nie wyobrażam sobie mieszkać z nią pod jednym dachem. No właśnie dom. Dzisiaj po raz pierwszy od 12 lat zobaczę swój - kiedyś swój - dom. Mam nadzieję że mój pokój - ten w którym kiedyś mieszkałam - jest wolny.
- Coś ty taka zamyślona? -zapytała Alice,
- Wiesz, bo...
- No mów! Chyba nikogo nie zabiłaś? A nawet jeżeli tak to pomogę ci ukryć zwłoki. Przecież nie zostawię przyjaciółki.
- Nie nikogo nie zabiłam, znaczy jeszcze nie ....
- Sugerujesz coś ?
- Nie Alice, po prostu zostałam adoptowana
- Że co? Ale że jak? Że ty? To świetnie! I dlatego jesteś taka smutna ?
- Bo adoptowali mnie rodzice Seleny Gomez !
- Przecież to bardzo mili ludzie, sama mówiłaś że ich lubisz. Więc w czym problem?
- Ale teraz będę musiała mieszkać z tą gwiazdką Disneya co jej sodówka do głowy uderzyła
- No może nie będzie tak źle. Przecież jej dobrze nie znasz. Może akurat jest inna niż myślisz. Yyyyyyyy... ok sama w to nie wierzę. Ale masz mnie. Możesz mnie odwiedzać, dzwonić. Przecież ci tego nie zabronią. A sama lubisz się kłócić, to może akurat będzie fajnie?
- W sumie codzienne sprzeczki i głupie docinki czy kawały takie jak znikające drobiazgi. Może być fajnie - rozmowa z Alice jak zawsze podniosła mnie na duchu - teraz pomóż mi się spakować bo mam niecałe dwie godziny
- Ok. Ale Demi, nie mówisz chyba o kradzieży ?
- Nie nie oczywiście że nie, ale pomyśl jakby dajmy na to zostawiła w salonie książkę a potem ta książka jakimś niezwykłym sposobem znalazła się w drugim końcu domu ?
- Hmmm... ewentualnie w kuwecie.
- No właśnie
- Sądzisz że ona już potrafi czytać ?
- Raczej nie ale książka to był tylko przykład. Sądzę że ona nie wie co to takiego jest książka
- Chyba że z obrazkami!
- Chyba że. Dobra pomożesz mi się pakować czy nie ?
- No pomogę, pomogę. Ale nic za darmo!
- Soryy ale jestem spłukana !
- Czy ktoś tu mówi o kasie? Chodzi mi o misia! Będzie mi o tobie przypominał.
- Tego dużeeego ?
- Nie! Tego z którym tutaj przyszłaś! Znaczy do domu dziecka.
- Mojego Fernanda ?
- Tak. No proszę. Też mam z nim wspomnienia. A to jedyna pamiątka która mi po tobie zostanie.
- No dobra. Mój Fernando jest twoim Fernando. Ale ja też coś od ciebie chce na pamiątkę !
- Co?
- Wiesz też dałabym ci misia, ale nie posiadam.-powiedziała Alice.
- Misiów to mam aż za dużo ale może dałabyś mi ... yyy.... no dobra poddaje się. Nie mam pomysłów
-Wiesz, bo ja miałam dla ciebie prezent na urodziny, ale skoro wyjeżdżasz to dam ci go wcześniej.
- Tak jaki ?
-Nic wielkiego ale myślę że ci się spodoba. -pokazała mi zdjęcia w antyramie w formacie A3, swoja drogą gdzie ona kupiła taką antyramę? -tu jest 12 naszych zdjęć. Z każdego roku jedno, a to puste miejsce miało być na zdjęcie z twoich urodzin. -powiedziała smutna
- To zróbmy sobie je teraz a ja je później wywołam i dokleję - jak postanowiłyśmy tak też zrobiłyśmy, potem dokończyłyśmy pakowanie moich rzeczy i jeszcze raz mocno się przytuliłyśmy. W chwili gdy się od siebie oderwałyśmy ktoś zapukał do drzwi - proszę - to byli państwo Gomez
- Gotowa ?
- Tak
- To chodźmy - pan Patrick wziął moje walizki i wyszedł z pokoju.
Do samochodu odprowadziła mnie Alice i inne dzieciaki. Pożegnałam się ze wszystkimi słysząc miłe słowa typu: "Będzie nam ciebie brakować", "Kto teraz będzie wnerwiał nauczycieli" czy najczęstsze "Bez Ciebie to nie będzie to samo". Ze łzami spływającymi po policzku wsiadłam do samochodu i opuściłam teren domu dziecka.
- Mieszkamy w domu który od ciebie kupiliśmy - odezwała się pani Denis po dłuższej ciszy
- Fajnie - nie powinnam być dla nich taka nie miła, to przecież nie ich wina ze Selenie odbiło i jest taka a nie inna
- Zamieszkasz w swoim dawnym pokoju. Przynajmniej przypuszczam że to był twój co tylko w tym pokoju ściany były różowe.
- Tak to był mój pokój
- Zanim pojedziemy do domu zajedziemy jeszcze do sklepu z farbami i meblami żebyś coś wybrała. Możemy tak zrobić ?
- Jasne - powiedziałam z trochę większym entuzjazmem. Cieszyłam się że nie będę musiała mieszkać w pokoju który całkowicie przypominałby mi o przeszłości
- Masz już jakieś pomysły na kolor ścian i mebli ?
- Tak. Znaczy zawsze marzyłam o wrzosowym pokoju i białych meblach
- Rzeczywiście powinno wyglądać to ładnie
- Ehe - mruknęłam pod nosem i zaczęłam przyglądać się mijanym budowlą.
Tak dawno nie byłam w tej części LA. Zajechaliśmy do sklepów. Dość szybko wybrałam kolory farb, decydowałam się jednak na dwa jeden był koloru wrzosu a drugi kremowy. Kupiłam też fajne wzory na ścianę które miały się znaleźć na ścianie kremowej. Gorzej było z meblami ale zdecydowałam się na metalowe ( w białym kolorze ) duże łóżko z materacem. Wysoką, wąska biblioteczkę, biurko, wiszące szafki. Kupiłam też dwa fotele wypchane styropianem czy czymś takim. Włochaty kremowy dywan i cienkie ozdobne kremowe firanki w fioletowe wzory ( takie jak na ścianie miały być namalowane ). Szafy nie kupowałam bo w pokoju mam własną garderobę. Państwo Gomez stwierdzili że potrzebuje więcej ubrań ( miałam tylko dwie średniej wielkości walizki ) więc pojechałyśmy jeszcze do galerii. Wspomnieli też że ekipa pojechała już z kupionymi meblami do domu i zaczęli malować mój pokój i ustawiać wszystko. Powinni zdążyć przed naszym przyjazdem. Po trzech godzinach łażenia po najdroższych ( mimo mich protestów ) sklepach cała nasza trójka wracała do samochodu obładowana torbami. Do domu jechaliśmy jakieś dwadzieścia minut. W końcu wjechaliśmy w tak dobrze znaną mi uliczkę. Mimo że minęło tyle lat nadal znałam ją bardzo dobrze. Dużo się tu zmieniło. Widać było że teraz jest to dzielnica tych bogatych i sławnych. Wysiadłam z samochodu i wzięłam część swoich rzeczy. Podeszłam do drzwi ale nie zdążyłam nacisnąć klamki bo ktoś otworzył drzwi z drugiej strony. Po chwili ukazała mi się postać panny Seleny. Uśmiechnęłam się sztucznie, czego jak się spodziewałam nie odwzajemniła.
-Przepuścisz mnie? -zapytałam widząc że dziewczyna stoi w drzwiach uniemożliwiając mi wejście do domu. -Ohhh... przepraszam. Nie sądziłam że jesteś taka gruba. -odezwała się tym swoim skrzeczącym głosem.
-Selena! -krzyknął jej ojciec. Ona natomiast tylko się na niego popatrzyła, przewróciła oczami i zaczęła iśc w stronę drogi. -A ty gdzie się wybierasz? -ponownie odezwał się jej ojciec.
-Jak najdalej od tej śmierdzącej sieroty.
-Nigdzie nie idziesz! -tym razem krzyknęła jej matka.
-A zobaczysz że pójdę. -powiedziała i już ślad po niej zaginął. Przepraszam, został mdlący zapach karmelu. Kto w ogóle kupuje takie perfumy?
-Przepraszamy za nasza córkę.
-Nie macie za co. W kocu to nie państwa wina.
-Jakiego państwa? Mow mi Denise.
-A mi Patrick.
Poszłam na górę do swojego pokoju. Tak dobrze znałam ten dom. Tyle wspomnień się z nim wiązało, tyle wspaniałych chwil z moimi rodzicami. Weszłam do pokoju. Rzeczywiście ściany były pomalowane tak jak chciałam, a meble stały we właściwych miejscach. Zaczęłam rozpakowywać ubrania. Zaczęłam od swojej starej walizki. Nie było tego dużo. Dwie pary jeansów, kilka koszulek i bielizna. W drugiej walizce znajdowały się moje książki. Wypakowałam je do swojej mini biblioteczki. Antyramę od Alice powiesiłam nad łóżkiem. Teraz przyszedł czas na nowe ubrania. Z tym troszkę zeszło. Gdy skończyłam było już po dwudziestej. Położyłam się na łóżku żeby odpocząć. Niestety nie było mi to dane.
- Demi chodź na kolacje ! - zawołała Denis
Posłusznie zeszłam do jadalni. Cały dół był pomalowany na różne odcienie beżu. Przy ogromnym stole siedzieli państwo Gomez, po Selenie nie było śladu. Może to i dobrze ? Przynajmniej w spokoju zjem kolacje.
- W biurku masz wyposażenie do szkoły. Od jutra zaczynasz lekcje, będziesz chodzić z Seleną na większość zajęć
- Super - próbowałam udawać radość
Gdy skończyłam jeść kolacje poszłam zanieść talerz do zmywarki. Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi aż podskoczyłam.
- Demi możesz otworzyć ?! - spytał Patrick
- Już idę !
Poszłam otworzyć drzwi. Spodziewałam się za nimi Seleny lecz ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłam za nimi Miley Cyrus.
- Część jestem Miley a ty to pewnie Demi - uśmiechnęła się przyjaźnie
- Tak, to ja. W całej okazałości. Wejdź.
- Dzięki
- Jeśli do Seleny to jeszcze jej nie ma i nie wiem kiedy będzie
- Tak, wiem. Dzwoniłam do niej powiedziała ze będzie za pół godziny i prosiła żebym na nią zaczekała.
- Aha to rozgość się. Państwo Gomez są w jadalni jakby co
- Dzięki - przynajmniej ta miła - pomyślałam i poszłam do swojego pokoju
Zajrzałam do biurka. Znajdowały się w nim książki, zeszyty jakiś piórnik ( dwa długopisy, ołówki, zestaw kolorowych zakreślaczy, gumka i korektor ) a na tablicy korkowej był przywieszony plan lekcji. Jedyne co mnie ucieszyło to to że jutro mamy luźniejszy dzień : lekcja wychowawcza, dwie godziny języka angielskiego - co mnie cieszy bo jestem humanistką - matematyka, fizyka, w-f, muzyka i historia. Zawsze mogło być gorzej. Siadłam na łóżku i otworzyłam swój zeszyt z piosenkami. Zaczęłam przeglądać go od początku. Byłam przy drugiej piosence gdy rozległo się ciche pukanie.
- Proszę- z za drzwi wychyliła się głowa Miley
- Można ?
- Jasne - odłożyłam zeszyt na bok - co cię do mnie sprowadza ? - spytałam gdy dziewczyna usiadła na jednym z foteli
- Wiesz Seleny jeszcze nie ma i nie chciało mi się siedzieć samej więc pomyślałam że zajrzę.
- Aha. Mogę cię o coś zapytać ?
- Jasne. O co chodzi ?
- Selena dla wszystkich jest taka nie miła ?
- Teraz tak, nawet mi jest czasem ciężko z nią wytrzymać
- Jak to "teraz tak" ?
- Wiesz co ta sława na nią tak zadziałała. Dawniej była inna. Szczerze powiem że gdy dowiedziałam się że państwo Gomez chcą cię adoptować to poczułam tak jakby przypływ nadziei
- Jak to ?
- Nadziej że może tobie uda się przemówić jej do rozumu. Wiesz nie znam twojej historii dokładnie ale wiem że sporo przeszłaś. Może uda ci się jakoś na nią wpłynąć ?
- Nie sądzę widziałyśmy się tylko przez chwilę a już mało co jej się do gardła nie rzuciłam
- Aż tak źle ?
- No. A co o mnie wiesz ?
- Wiem że rodzice Sel kupili ten dom od ciebie. Że należał on do twoich rodziców ale od ich śmierci nikt w nim nie mieszkał bo ty byłaś w domu dziecka.
- Tak. Rodzice zginęli w wigilię dwanaście lat temu a ja trafiłam do domu dziecka.
- A można wiedzieć jak zginęli ?
- Wracali do domu żeby zdążyć na święta i ich samolot się rozbił przy lądowaniu przez złą widoczność.
- Przykro mi ...
- To było dwanaście lat temu. Czas się z tym pogodzić. -powiedziałam, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nie chciałam tego. Nigdy nie lubiłam przy kimś płakać. Dlaczego mam pokazywać że jest mi źle? Miley przytuliła mnie i wyszeptała do ucha. "Jesteś niesamowita" popatrzyłam na nią jak na wariatkę która uciekła z psychiatryka, a ona tylko lekko się uśmiechnęła wypełniając wcześniejszą wypowiedź.
-Ja nie wyobrażam sobie takiego życia. Nie wiem co bym zrobiła, ale na pewno nie potrafiłabym żyć normalnie, a jednocześnie nie wstydzić się tego mówić. Podziwiam cię za to.
-Dziękuję. -odpowiedziałam ocierając łzy.
-A co to? -zapytała biorąc do ręki mój zeszyt z piosenkami. Na początku byłam szczęśliwa że ktoś kto się na tym zna zobaczy moje piosenki, lecz gdy zaczęła otwierać zeszyt wyrwałam jej go z rak krzycząc na nią.
-Co ty do cholery sobie myślisz?! Bierzesz od tak czyjeś rzeczy?! Może ja nie chcę żebyś mi to ruszała?!
-Ale Demi spokojnie. Przeciez nic wielkiego się nie stało. -powiedziała ze zdziwieniem na twarzy.
-Nic się nie stało?! Wyjdź z mojego pokoju!
-Że co proszę?
-Wyjdź! -widzac mój wyraz twarzy, posłusznie opuściła pomieszczenie posyłając mi gardzące spojrzenie.
-Co mi się stało? -szepnęłam już sama do siebie, rozpłakałam się jak małe dziecko i położyłam się na łóżku.Dopiero teraz zaczyna do mnie docierać co ja takiego zrobiłam. Zaczęłam się śmiać ze swojego zachowania, a po chwili znowu zaczęło chcieć mi się płakać.Wstałam z łóżka i z nadzieją że Miley jeszcze jest zeszłam na dół. Na szczęście Cyruska jeszcze była. Co prawda zaczęła już wychodzić, ale jeszcze była..
-Miley! -krzyknęłam będąc jeszcze na schodach. Ta zaś popatrzyła na mnie wrogo, lecz zaczekała aż do niej dobiegnę.
-Stąd też chcesz mnie wyrzucić? -zapytała.
-Nie, nie, tylko ja chciałam ci to wytłumaczyć. Proszę.
-No dobra. Co mi szkodzi?. -powiedziała obojętnie i razem usiadłyśmy na kanapie w salonie.
-Wiesz tego nie mówię każdemu, ba, nikomu tego nie mówiłam. Ale mam nadzieję ze można ci zaufać i o powiedzieć... Więc w tym zeszycie są moje piosenki....
-To ty piszesz?-zapytała zdziwiona.
-Tak. Tego akurat nie ukrywam. Tylko gdy zabrałaś mi ten zeszyt... wiesz nie śmiej się, bo to jest dziwne. Ale poczułam sławę.
-A co w tym takiego strasznego? -zapytała
-Mimo tego że mialam pięć lat, rodzice wymyślili dla mnie przyszłość. Zawsze chcieli żebym była prawnikiem. Wiem dziwne. Ale pamiętam jak tata specjalnie czytał na głos różnego rodzaju książki o tej tematyce. A ponieważ rzadko ich widywałam to mimo tego iż mnie to wcale nie ciekawiło siedziałam cicho i udawałam że mnie to interesuje. Oni ciężko musieli pracować by mnie utrzymać, wiem że jako prawnik tez nie będę miała mało pracy. Ale oni nawet i trzy noce nie spali. Tłumaczę to sobie że chcieli abym ja tak nie musiała pracować, co jest mało wiarygodne gdyż praca prawnika jest bardzo męcząca. Albo po prostu chcieli bym zaszła daleko i chcieli być dumnie ze swojej córki. A ja muszę się tego trzymać.
-Dobrze Demi rozumiem, ale czy ciebie to interesuje? Tylko odpowiedz szczerze.
-Tak naprawdę to jest to okropne. -odpowiedziałam i poczułam dziwną ulgę, ale to już inny wątek.
-Obiecałaś im to?
-yyyyyy... nie.
-Demi, rób co chcesz, to jest naprawdę dziwne że chcieli abyś była prawnikiem. Ale nie możesz robić wszystkiego dla innych. Oni nie przeżyją twojego życia. I jeżeli coś się tobie nie podoba to dlaczego masz to robić?
- Myślisz ?
- Nie. Ja to wiem.Choć tu do mnie - wyciągnęła ręce żeby mnie przytulic a ja z chęcią skorzystałam z tego zaproszenia
- Ale obiecasz mi coś ?
- Jasne
- Nie mów o tym Selenie
- Spoko. A pokażesz mi te piosenki ?
- Dobra ale może jutro. Zaraz powinna przyjść Selena
- Ok. Trzymam cię za słowo.
Chwilę później tak jak przewidziałam przyszła Selena.
- O jaki słodki widoczek. Dobra Mils chodź od tej sieroty bo jeszcze pcheł załapiesz
- Hej Sel - wstała żeby pójść z przyjaciółką. Na odchodne rzuciła mi jeszcze spojrzenie mówiące : "Nie bierz tego do siebie"
I zostałam sama. Włączyłam telewizor i zaczęłam przeskakiwać z kanału na kanał. W końcu natrafiłam na fajny film. "Step up 2" oglądałam pierwszą część i bardzo mi się podobała, za to ta część zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie. Po półtorej godzinie film dobiegł końca. Idąc schodami na górę słyszałam śmiechy dziewczyn z drugiego końca korytarza. Wzięłam gorącą kąpiel i położyłam się spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz