wtorek, 30 października 2012

8.Początek czegoś nowego

Z uśmiechem na twarzy Demi funkcjonowała całe dnie. Wszyscy podziwiali ją jak bardzo jest silna. Mimo tak wielu problemów potrafiła się uśmiechnąć i powiedzieć będzie dobrze. Najgorsze były wieczory. Zdejmowała maskę, którą nosiła na co dzień i zaczynała żyć normalnie, wszystko co ja przytłaczało wypływało na zewnątrz, a cała jej siła znikała. Świetnie grała to było dla niej ważne. Gra, by bliscy nie przejmowali się tak bardzo. Udawało jej się ich oszukać. Czasem ona sama wierzyła że jest dobrze. Ale potem uświadamiała sobie że to co wydarzyło się tak niedawno w sylwestra było prawdą. Że naprawdę tydzień później odbył się pogrzeb jej najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa. A wtedy, wtedy sięgała po żyletkę. Jej zdaniem to był jedyny sposób na pokonanie smutku. Twierdziła że zadając sobie ból fizyczny chociaż przez chwile nie czuje tego wewnętrznego. Robiła to dyskretnie tak, aby nikt się nie zorientował. Takie chwile przychodziły dwa może trzy razy w tygodniu ale nadchodziły. Zamykała się w łazience i pozwalała łzom spływać po policzkach. Pilnowała się aby nikt tego nie zauważył. Wiedziała że Selena i Miley mają na nią oko. To dlatego też rodzice zorganizowali im dwutygodniowy wypad w góry podczas ferii. Chcieli aby zabawiła się i przestała zadręczać myślami. Nalegali też aby kontynuowała wizyty u psychologa który pomagał jej w szpitalu. Zgodziła się bo wiedziała że oni nie odpuszczą. Ona potrafiła nawet przed nim ukryć co naprawdę czuje i Dawid powiedział jej rodzicom po tygodniu że nie widzi takiej potrzeby. Demi cieszyła się że jest zima i chodzi w bluzkach z długimi rękawami które zakrywały jej blizny i świeże rany/


Przecież w marzeniach miało być lepiej.
Ale my tworzymy świat, w którym ktoś oblicza czas....
Może po drugiej stronie jest lepiej.
Ale my wierzymy wciąż że nad nami czuwa los...




Z perspektywy Demi:


- Selena! - krzyknęłam na cały dom
- Co się stało? - wpadła do mojego pokoju
- Nie mogę zapiąć walizki - poskarżyłam się głosem małego dziecka na co ona wybuchnęła śmiechem - może przestałabyś się śmiać i mi pomogła?! - powiedziałam urażona
- Siadaj na niej - powiedziała podchodząc. Zrobiłam tak jak kazała ale walizka nadal nie chciała się zasunąć - jesteś za lekka - powiedziała i zamyśliła się - Mils! - krzyknęła na cały dom a po chwili w pokoju pojawiła się Cyruska z nożem w ręce - chyba nie chcesz mnie zabić za te pożyczone jeansy?! - przestraszyła się Selena
- Nie, robiłam sobie kanapkę - powiedziała Miley ale po chwili coś zrozumiała - jakie pożyczone jeansy?! - spytała piskliwym głosem. Ta, wszystkie miałyśmy ten sam rozmiar a Selena lubiła pożyczać nasze ciuchy
- No te... wiesz .... - zaczęła się jąkać - pomóż nam z tą walizką! - krzyknęła zmieniając temat na co ja się zaśmiałam. Pierwszy raz od bardzo dawna uśmiech nie był wymuszony.
- Pogadamy o tym później - pogroziła Selenia palcem i siadła na walizce koło mnie - coś ty tam zapakowała?! - spytała mnie nie dowierzając
- Wiesz Mils ja w przeciwieństwie do was mam tylko jedną walizkę i musiałam się jakoś zmieścić - powiedziałam wstając zrezygnowana z walizki która w dalszym ciągu była niezapięta
- Jedną?! - spytała nie dowierzając Selena i pobiegła do siebie do pokoju. Po chwili wróciła z dużą walizką - trzymaj - powiedziała kładąc ją na ziemi - przepakuj część rzeczy do niej i dzięki temu będziesz mogła nawet wsiąść więcej
- Dziękuje - powiedziałam i zaczęłam się przepakowywać a dziewczyny zaczęły dokładać mi cuchów a ja zaczęłam wątpić czy przez nie zmieszczę się w tych dwóch walizkach. Po godzinie "przepakowywania" skończyłam podobnie do dziewczyn czyli z czterema walizkami.
- Jak się nie pośpieszymy to nam samolot ucieknie - powiedziałam zakładając kurtkę
- Już, już - krzyknęła Selena szukając czegoś w swojej torebce. Swoją drogą kiedyś myślałam że to ja nosze dużo w torebce i nigdy nic nie mogę znaleźć ale gdy musiałam znaleźć gumy do żucia w torebce mojej siostry załamałam się. Ona tam ma wszystko, i to dosłownie wszystko - znalazłam! - krzyknęła głosem zwycięzcy machając kluczami od samochodu
- Świetnie a teraz chodźmy - powiedziała Mils i wyszła z domu

Oczywiście drogę na lotnisko musiałyśmy pokonać przekraczając dozwoloną prędkość i drogę z parkingu do odprawy pokonałyśmy w biegu ale dumnie mogę powiedzieć że zdążyłyśmy w samą porę. Po niecałych czterech godzinach byłyśmy na miejscu. Miejscowość była niewielka, specjalnie abyśmy mogły spędzić te ferie w spokoju. Było już późno więc w hotelu poszłyśmy na kolacje a potem położyłyśmy się spać. A właściwie to one usnęły po pięciu minutach a ja całą noc przepłakałam.

- Przyjaciółki na zawsze? - spytałam Alice wyciągając małego palca
- Na zawsze - powiedziała - nic nas nie rozdziali nawet chłopak czy adopcja jednej z nas bo...
- Bo jesteśmy jak siostry - dokończyłam za dziewczynę i mocno przytuliłam

Tylko dlaczego "na zawsze" trwało jedynie dwanaście lat? Dlaczego to przeze mnie ona zginęła? Co takiego zrobiłam że nie mogę być szczęśliwa? Na te pytania chyba nigdy nie uzyskam odpowiedzi.


- Wstawaj! - wydarła mi się do ucha Miley
- Jeszcze pięć minutek - wymamrotałam przekręcając się na drugi bok
- Żadna minutka - powiedziała Selena zabierając mi ciepłą kołdrę. Zrezygnowana wstałam i poszłam do łazienki. Zerknęłam w lustro i mało zawału nie dostałam. Wyglądałam okropnie. Wielkie wory pod oczami i blada twarz. Jednym słowem wyglądałam jak trup. Wzięłam ciepły prysznic myjąc dokładnie całe ciało i włosy. Wychodząc z kabiny owinęłam się grubym ręcznikiem i stanęłam przed umywalką. Wysuszyłam włosy, umyłam zęby i nałożyłam makijaż. Założyłam na siebie szlafrok i opuściłam łazienkę. Dziewczyny oglądały telewizor. Podeszłam do walizki i wyciągnęłam ubranie na dziś. Gdy byłam już gotowa Miley i Selena ruszyły swoje zacne tyłeczki i razem poszłyśmy na śniadanie do hotelowej restauracji. Po śniadaniu poszłyśmy do apartamentu żeby przyszykować się na spacer. Ja założyłam: kurtkęrękawiczki, i czapkę Mils: kurtkęrękawiczki i czapkę a Sel: kurtkęrękawiczki i czapkę. Gotowe wyszłyśmy na dwór. Cały dzień albo jeździłyśmy na nartach albo spacerowałyśmy. Urządziłyśmy bitwę na śnieżki i robiłyśmy aniołki na śniegu. Dawno się tak dobrze nie bawiłam. Wróciłyśmy do hotelu dopiero na kolacje bo obiad zjadłyśmy na mieście. Byłyśmy padnięte po całym dniu wrażeń. W telewizji nie było nic ciekawego dlatego zdecydowałyśmy się oglądnąć (po raz setny) "Kevin sam w domu". Mimo że znamy go na pamięć i tak za każdym razem się śmiejemy. Seans przerwał nam dźwięk dzwonka telefony Miley
- Halo? - powiedziała dziewczyna przełykając głośno popcorn wywołując tym u nas kolejną salwę śmiechu.
- .....
- O hej Nick
- ......
- Nie jeszcze mi się to nie udało - powiedziała odchodząc w kąt pokoju
- .....
- Tak wiem że kończy mi się czas, ale coś wymyślę
- ....
- Dobra, to pa - powiedziała kończąc rozmowę
- Uuuu - powiedziała Selena wybuchając śmiechem - czyżby romansik nam się szykował? - spytała wystawiając język
- Tak od razu dwa - powiedziała z przekąsem i zabrała dziewczynie miskę z prażoną kukurydzą

Całe dwa tygodnie wyglądały podobnie. Można powiedzieć że trochę mi to pomogło ale... Właśnie zawsze jest jakieś ale. Gdy tylko zostaję sama, nawet w łazience patrząc w lustro przypominam sobie o Alice. O tej radosnej, cieszącej się życiem dziewczynie która nie przejmowała się przeciwnościami losu które napotkała na swojej drodze. Dziewczynie która zginęła przeze mnie. W nocy również mam problem z zasypianiem czego konsekwencja jest brak energii która przy takich dwóch wariatkach jest bardzo potrzebna. Niestety to co dobre szybko się kończy i trzeba wrócić do Los Angeles. To szarej, zwykłej rzeczywistości z masą wspomnień wywołujących poczucie winy i popychających do samookaleczenia. Powrót do szkoły w której stres też nie pomaga z poprawą samopoczucia. Ale mam dziwne wrażenie że może za jakiś czas w końcu będzie lepiej.
- Demi - zaczęła Alice, a ja spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. Miała jakiś smutek w oczach. Nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Tak? - powiedziałam zwracając całą swoją uwagę na niej. Uśmiechnęłam się lekko, ale jej nie było do uśmiechu. 
- Co będzie jeżeli nas adoptują? Jak nas rozdzielą? - zapytała, a ja spojrzałam na nią smutno. Nie miałam pojęcia. 
- Nie martw się tym. Pamiętaj jesteś dla mnie jak siostra, nic nas nie rozdzieli - powiedziałam, a ona uśmiechnęła się i wpadła w moje ramiona, które rozłożyłam w jej stronę. 
Obudziłam się, a z moich oczu wylatywały krople słonych łez. Nie miałam nawet jak się z nią pożegnać  po prostu odeszła, nie mówiąc nawet żadnego żegnaj zostawiając mnie nad przepaścią rozpaczy. Miałam ochotę się zabić, nawet prawie do tego doszło, prawie udało mi się zejść z tego przepełnionym cierpieniem świata. Może wtedy byłoby lepiej. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna.
- Przepraszam - szepnęłam do nieba - przepraszam - powtórzyłam się. - Zawiodłam cię, nie dotrzymałam obietnicy - powiedziałam, a moje ciało upadło na podłogę do pozycji siedzącej. Oparłam się o ścianę, a z moich oczu zaczęły wypływać łzy, tym razem coraz szybciej. Moje ciało zaczęło się trząść, a moje płuca nie mogły złapać żadnego oddechu. Wstałam i podeszłam do mojej kosmetyczki wyjmując z niej żyletkę. Przyłożyłam ją do skóry i pociągnęłam lekko. Nie tak by się zabić, ale tak by ukoić ból, żeby psychiczne cierpienie uleciało ze mnie pod postacią  bólu zewnętrznego. Spojrzałam na rękę. Z rany zaczęła sączyć się krew. Krople krwi spływały wolno, ale nie było mi lepiej, wręcz przeciwnie, ból się nasilił pod wpływem poczucia winy. Odłożyłam zakrwawiony przedmiot, a rękę obwinęłam bandażem.
- Czemu to tak boli? - zadałam pytanie znów w kierunku nieba. - Dlaczego?