niedziela, 16 września 2012

7.Bez cierpienia nie rozumie się szczęścia

Mówi się że nic nie dzieje się bez przyczyny. Że wszystko jest po coś. Ja wiem jedno. Bez cierpienia nie rozumie się szczęścia. Ludzie którzy od dziecka mieli wszystko co sobie zamarzyli nie potrafią docenić wielu ważnych rzeczy. Nie doceniają przyjaźni. Zakochać się możesz wiele razy ale prawdziwego przyjaciela masz tylko jednego na całe życie.
Obudziłam się dość późno jak na mnie. Poszłam do łazienki i wzięłam długi ciepły prysznic. Włosy umyłam truskawkowym szamponem a ciało malinowym żelem pod prysznic.  Po tej relaksacyjnej czynności owinęłam się szczelnie grubym ręcznikiem i podeszłam do umywalki. Umyłam zęby. Nałożyłam piankę i wysuszyłam włosy pozwalając im naturalnie się pofalować. Poszłam do garderoby i wyciągnęłam dzisiejsze ubrania. Mój strój składał się z czarnej bielizny, czarnych jeansów i białej luźnej koszulki z rękawem ¾ . Na wieczór planowałam przebrać się w sukienkę. Na koniec zrobiłam delikatny makijaż. Zeszłam na dół do kuchni i zerknęłam na zegarek. 10.00. Selena jeszcze pewnie śpi. Na lodówce była przypięta kartka.

W słoiku na stole są pieniądze, kupcie co wam potrzeba na wieczór. My już pojechaliśmy, będziemy jutro pod wieczór. Chcemy wrócić do domu a nie gruzów więc tak jak planowałyście ma być kameralna impreza. Gdyby coś się działo dzwońcie. Kochamy was

Rodzice


No tak dzisiaj w końcu zobaczę Alice ! Z entuzjazmem poszłam uszykować sobie śniadanie.
Jedząc płatki zastanawiałam się co trzeba będzie przygotować na imprezkę.  Dom był czysty bo przez święta byliśmy u dziadków Seleny. Wystarczyło zrobić zakupy i przygotować jakieś przekąski. Odstawiłam brudne naczynia do zmywarki. Założyłam płaszcz, kozaki emu i ruszyłam na zakupy. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Alice.
- Halo? - usłyszałam zaspany głos mojej przyjaciółki
- Hej słońce. Obudziłam? - zapytałam z udawaną skruchą. Tak na prawdę byłam prze szczęśliwa tym że po takiej przerwie zobaczę na żywo moją przyjaciółkę. Jednak rozmowy przez telefon czy skypa to nie to samo co rozmowa w cztery oczy - chciałam tylko zapytać o której u mnie będziesz?
- Gdzieś koło siedemnastej. Pasuje? - powiedziała lekko zirytowana że przerwałam jej odpoczynek
- Jasne. To do zobaczenia. Śpij dalej. Kocham Cię misiu! - krzyknęłam do słuchawki a ludzie przechodzący koło mnie dziwnie na mnie patrzyli. Ja tylko wzruszyłam ramionami i weszłam do sklepu.
Kupiłam wszystkie najważniejsze rzeczy i ruszyłam do wyjścia. Nagle ktoś do mnie podbiegł.
- Daj pomogę Ci - powiedział Nick
- Dzięki. A ty co tak w ogóle tu robisz? - spytałam lokowatego i popatrzyłam na jakiegoś chłopaka który właśnie do nas podszedł obładowany zakupami. To musiał być jego starszy brat
- Zakup - powiedział radośnie i wziął ode mnie reklamówki bo sam wcześniej nic nie niósł - a tak w ogóle to mój starszy a zarazem głupszy brat Kevin. K2 to Demi o której wam mówiłem.
- Cześć - powiedział chłopak
- Hej
- Jesteś na piechotę?
- Tak
- To cię podwieziemy. Chodź do samochodu
Ruszyłam z chłopakami. Kevin po drodze cały czas się wygłupiał i sypał żartami. Stwierdziłam że przy nich nie da się nudzić. Spytałam czy nie wpadliby na sylwestra ale mieli już jakieś plany. Trudno, ciesze się że będzie Al. Chłopaki odwieźli mnie pod dom. Podziękowałam i weszłam do środka a tam zastałam Mils i Liama. Na jego widok znów wybuchnęłam śmiechem. Nic nie poradzę że gdy go widzę cały czas mam przed oczami jego minę gdy widział jak Mils mnie pocałowała. Ale był ubaw.
- Co wy tu robicie tak wcześnie ? - spytałam przyjaciół - i jak się tu dostaliście skoro Selena jeszcze śpi a ja zamknęłam drzwi ?
- Wcześnie jest już wpół do pierwszej. Weszliśmy na włama - puściła mi oczko ale ja patrzyłam na nią jak na idiotkę - zapasowy kluczyk pod doniczką - powiedziała dla wyjaśnienia
- AAA - olśniło mnie - idź obudź Selenę bo trzeba zacząć wszystko szykować - powiedziałam do przyjaciółki popychając ją w stronę schodów - Liam ty idziesz ze mną do kuchni
Gdy przyjaciel przyszedł do pomieszczenia rzuciłam w jego stronę różowy fartuszek, taki sam jaki sama miałam na sobie.
- Na serio? - pokazał na fartuszek
- Tak - posłusznie ze spuszczoną głową założył ową rzecz
- Co mam robić?
- Masz mieszaj to - podałam mu miskę z masą do ciasta, sama wzięłam się za ugniatanie ciasta
Chwilę potem dało się słyszeć przeraźliwy śmiech dziewczyny chłopaka.
- Ja ... jak ty .... go d... do te... tego na ... namówi..... namówiłaś ? - spytała między napadami śmiechu
- Po prostu mu kazałam to założyć. A co ?
- Mi by się chyba nigdy nie udało go w to wcisnąć
- Skarbie - zaczął Liam ze skruchą i strachem w głosie - gdybyś słyszała jej głos gdy kazała mi to założyć też byś jej posłuchała - powiedział z przezabawną miną
Mils jeszcze głośniej buchnęła śmiechem a ja dołączyłam do niej. Po chwili słychać było jeszcze jeden żeński śmiech. To Selena do nas dołączyła. Czasem widziałam w niej przebłyski dziewczyny z opowiadań Miley. Chciałabym mieć taką siostrę. Ale trzeba brać co dają no nie?
Przygotowania szły pełną parą i o godzinie szesnastej wszystko było gotowe. Dom przystrojony, jedzenie przygotowane, płyty z muzyką wybrane, barek zapewniony. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Zakochana para pojechała do swoich domów żeby się przebrać i wziąć rzeczy na jutro bo po imprezie zostają u nas. Siadłam w salonie aby zebrać siły i zerknęłam na zegarek. Kurde! Za pół godziny przyjdzie Alice. Pobiegłam do pokoju się przyszykować. Wzięłam szybką kąpiel, wysuszyłam włosy pozwalając im się pokręcić, założyłam sukienkę, dobrałam dodatki i byłam gotowa. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Zero nieodebranych połączeń. a zegarek wskazywał siedemnastą dziesięć. Mils i Liam będą o osiemnastej bo muszą jeszcze gdzieś podskoczyć więc z nudów opadłam na łóżko i cierpliwie czekałam. Minuty leciały a po mojej przyjaciółce ani śladu. Ponurą ciszę przerwał dźwięk telefonu, nie patrząc kto dzwoni odebrałam a to co usłyszałam dobiło mnie. Wiadomość którą usłyszałam przechyliła szalę na druga stronę. Złapałam kartkę i zapisałam na niej kilka zdań potem pobiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi.

Z perspektywy Seleny :   

Byłam już gotowa. Biała sukienka przed kolano i czarne dodatki podkreślała moje atuty. Pokręcone włosy opadały na moje ramiona. Zerknęłam na zegarek. Trzydzieści po siedemnastej a po tej całej Alice ani śladu. Postanowiłam sprawdzić co jest grane i udałam się w kierunku pokoju Demi. Uchyliłam drzwi i zajrzałam. Zastałam puste pomieszczenie. Coś mi się nie zgadzało. Przecież nie było jej na dole i nigdzie nie wychodziła. Miała czekać w domu na swoją przyjaciółkę. Wewnętrzny instynkt kazał wejść mi do środka. Na łóżku znalazłam kartkę z wiadomością napisaną w pośpiechu.

Przepraszam was! Namieszałam tylko w waszym życiu. Teraz podjęłam jedyną moim zdaniem słuszną decyzję. Śmierć. Dlaczego? Za dużo bliskich mi osób ginie i zostawia mnie samą. Babcia, rodzice a teraz Alice. Zginęła tylko dla tego że chciałam aby mnie odwiedziła tak samo nalegałam na powrót rodziców na święta. To prze zemnie oni nie żyją. Teraz Selena znowu będzie szczęśliwą jedynaczką i będzie miała Miley na wyłączność. Pozdrówcie ją ode mnie. Powiedzcie dziewczynom że w mojej nocnej szafce jest zeszyt z piosenkami i jak im się jakaś spodoba to może wezmą ją na nowe płyty? Pamiętajcie zastąpiliście mi rodzinę której przez tak długi czas nie miałam. Kocham was nawet jak tego nie okazywałam. Mimo że odgrywałam się na Selenie to pokochałam ją jak siostrę przekażcie jej to i pożegnajcie ode mnie moich znajomych. Kocham was
Demi

O co w tym wszystkim chodzi? Nie wiem, ale mam złe przeczucia. Pobiegłam do łazienki a to co w niej zobaczyłam przeraziło a zarazem zszokowało mnie. Demi z żyletką w ręce a wokół niej pełno krwi. Szybko podbiegłam do niej i sprawdziłam puls. Oddychała. Szybko owinęłam pocięte nadgarstki ręcznikami i zadzwoniłam po pogotowie. Siadłam koło dziewczyny i zaczęłam płakać. Mimo że tak jej dogryzałam to pokochałam tą dziewczynę. Ona pokazała mi że los potrafi dokopać i życie nie zawsze jest takie kolorowe jak myślałam. Po kilku minutach było słychać sygnał karetki więc niechętnie zostawiłam Demi samą i pobiegłam otworzyć drzwi ratownikom. Z karetki zadzwoniłam jeszcze do Mils wyjaśniając co się stało. W odpowiedzi Mils i Liam przyjechali do szpitala. Musiałam opowiedzieć lekarzowi dlaczego ona to zrobiła. Lekarz powiedział że mało brakowało a przecięłaby sobie główną żyłę więc miała dużo szczęścia. Gdybym znalazła ją chociażby pięć minut później nie dałoby się jej już uratować. Teraz Demi jest nieprzytomna z powodu utraty dużej ilości krwi ale powinna się obudzić za kilka godzin. Z lepszymi wiadomościami zadzwoniłam do rodziców, którzy powiedzieli że postarają się przyjechać jak najszybciej. Potem pokazałam Mils list od Demi i wybuchnęłam płaczem.
- Nie płacz już mała, będzie dobrze. Ona przeżyje - pocieszała mnie przyjaciółka
- Tak, wiem.
- To o co chodzi?
- Bo ona myśli że jej nienawidzę
- A ty jej nie nienawidzisz ?
- Ja ją kocham ! - wyjaśniłam mojej przyjaciółce co czuję względem swojej przyrodniej siostry
- To jak się obudzi to jej to powiedz. Ona też cię kocha i zależy jej na twoim szczęściu. Ty po prostu byłaś za bardzo zaślepiona sławą. Musisz zrozumieć że nie to jest w życiu najważniejsze. Liczą się też inne rzeczy. Musisz doceniać to co masz bo inaczej zostaniesz sama. Korzystaj z tego że chcemy ci pomóc i zrób coś ze swoim życiem. - słuchałam przemowy swojej przyjaciółki i jeszcze bardziej zrozumiałam swoje idiotyczne zachowanie przez ostatnie miesiące a nawet lata. Bo odkąd stałam się popularna z roku na rok miałam coraz większe klapki na oczach. Klapki które udało się zerwać Demi. I jestem jej za to ogromnie wdzięczna. Nie wiem ile siedziałam przy łóżku siostry. Tak siostry. Chyba czas zacząć ją tak nazywać. Rodzice przyjechali jakiś czas temu ale teraz poszli do stołówki coś zjeść. W pewnym momencie poczułam że ktoś ścisnął moją rękę.
- Wo..wody - usłyszałam zachrypnięty głos dziewczyny. Szybko poderwałam się z krzesełka i podałam jej szklankę z cieczą. Była tak osłabiona że nie miała siły przytrzymać szklanki. Pomogłam jej a potem nacisnęłam guziki znajdujący się na łóżku chorej który zawiadamiał pielęgniarki że pacjentka czegoś potrzebuje.
- Przestraszyłaś nas. Mnie. Myślałam że za późno cię znalazłam - wyznałam patrząc na dziewczynę
- To by ci ułatwiło sprawę - powiedziała a mnie coś ukłuło w serce. Miała racje stara Selena w końcu znowu byłaby jedynaczką i powinna się cieszyć, ale ja nie jestem już tamtą Seleną
- Dziękuje - powiedziałam jedynie
- Za co? - pytała patrząc na mnie jak na debila
- Za to że pomogłaś mi przejrzeć na oczy. Pokazałaś mi że sława mnie zmieniła i źle się zachowywałam - wyjaśniłam szatynce
- To zgoda? - spytała z nadzieją
- Jasne - powiedziałam i przytuliłam Demi
Po chwili przyszli lekarze i poprosili mnie o opuszczenie sali.

Z perspektywy Demi :  

Nie mogłam w to uwierzyć. Selena się zmieniła. Chociaż rozmawiałam z nią może pięć minut zauważyłam ogromną zmianę. Niestety przyszli lekarze i kazali opuścić jej tymczasowo pomieszczenie. Pierwszy z lekarzy. Koło pięćdziesiątki zaczął mnie badać i sprawdzać różne wyniki. Powiedział że przez najbliższy tydzień będę musiała tu zostać aby mój organizm się zregenerował. Wyszedł i zostawił mnie z drugim lekarzem. Ten był koło trzydziestki, dosyć przystojny.
- Cześć - powiedział siadając na krześle obok łóżka - mam na imię Dawid. Jestem psychologiem i chciałbym z tobą porozmawiać. Przez ten tydzień będziemy widywać się codziennie i rozmawiać. Dobrze? - tłumaczył wszystko spokojnie jak małemu dziecku
- Tak. Oczywiście - powiedziałam siadając na łóżku
- Czytałem list który napisałaś dzisiaj ale nie o tym będziemy teraz rozmawiać. Na innym spotkaniu wrócimy do tego tematu - powiedział zerkając w swoje zapiski
- To o czym będziemy teraz rozmawiać?
- Opowiedz mi o sobie - powiedział i popatrzył ma mnie wyczekująco
- Mam siedemnaście lat - zaczęłam nie wiedząc co powiedzieć - w dzieciństwie miałam szczęśliwą rodzinę ale z czasem to się zmieniło. Gdy miałam cztery lata zmarła moja babcia. Jedyna jaką miałam. Dlaczego? Moi rodzice też wychowali się w domu dziecka i właśnie tam się poznali. Tata był starszy od mamy o dwa lata i wyszedł z niego wcześniej. Znalazł pracę jako kelner w małej knajpce a jego właścicielka bardzo go polubiła. Zaczęła traktować go jak własnego syna co oznaczało że mnie jak swoją prawdziwą wnuczkę. Wracając do tematu to rok później rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Lecieli na święta do domu z podróży służbowej do Europy. Trafiłam do domu dziecka gdzie poznałam i zaprzyjaźniłam się z Alice. Miałyśmy odmienne charaktery. Ja zawsze wpadałam w kłopoty, prowokowałam bójki a ona zawsze mi pomagała się z tego wyplątać. Gdy miałam piętnaście lat postanowiłam sprzedać dom rodziców bo dla mnie samej byłby za duży. Tak poznałam państwa Gomez. To oni go kupili. A miesiąc temu dowiedziałam się że mnie adoptują. Myślałam że w końcu wszystko się układa ale dupa! Bo dzisiaj 7 dni od dwunastej rocznicy śmierci rodziców zginęła Alice. Moja najlepsza przyjaciółka zginęła przeze mnie bo to ja wymyśliłam to cholerne spotkanie. Gdyby nie to ona by teraz żyła - powiedziałam i zaczęłam płakać kończąc tym swój monolog
- Nie możesz się o to obwiniać. To był wypadek i to nie ty go spowodowałaś a jakiś pijany kierowca. Alice na pewno nie chciałaby żebyś się zabiła. Masz jeszcze przed sobą całe życie - powiedział i wstał - na zadanie domowe masz pomyśleć nad swoimi marzeniami i jutro o tym porozmawiamy. Cześć - powiedział i opuścił sale.
Potem wbiegli zapłakani rodzice i Mils z Liamem. Gadaliśmy sprawnie omijając powód mojego pobytu tutaj do puki nie wyprosiła ich pielęgniarka. Powiedzieli że przyjdą jutro. Położyłam się i zaczęłam rozmyślać.
Może rzeczywiście nic nie dzieje się bez przyczyny? Gdyby nie śmierć Alice i moja próba samobójcza Selena dalej by była chamsą gwiazdunią.


***

Ten rozdział jest z dedykacją dla Nicka Jonas'a który ma dzisiaj urodziny. 
To on pokazał że mimo przeciwności losu można spełniać marzenia i cieszyć się życiem. 
HAPPY BIRTHDAY NICK !



Tumblr_m0j4l66afw1qapw3zo1_r1_500_large

poniedziałek, 3 września 2012

6. Dziadkowie

- Dziewczyny! Jesteście już spakowane?! - rozległo się wołanie Denis
- Prawie! - krzyknęłam w odpowiedzi
Właśnie zasuwałam walizkę. Wrzuciłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy, telefon i Ipoda schowałam do kieszeni jeansowych spodni, a książę wzięłam do ręki. Chwyciłam uchwyt walizki i zeszłam na dół. Patrick odebrał ode mnie torbę i zaniósł ją do samochodu. Sama zajęłam miejsce z tyłu od strony pasażera. Byliśmy już prawie wszyscy. Brakowało panny gwiazdy. Pewnie zastanawiacie się co z jej włosami? Jej stylistki przefarbowały jej włosy jeszcze tego samego dnia na kolor czarny. Mils po kryjomu zrobiła jej zdjęcie więc mam wspaniałą pamiątkę. Od tamtej pory znikają mi moje rzeczy a kilka bluzek które dałam do prania wróciło dziurawych. Dzisiaj jest wigilia i właśnie jedziemy do dziadków Seleny. Zobaczę ich po raz pierwszy i mam nadzieję że są równie mili jak państwo Gomez.
Droga nie należała do najprzyjemniejszych. Selenie jeszcze nie przeszła wściekłość za ten ładny kolorek na włosach - swoją drogą jak można nie lubić pomarańczowego? Że niby to nie jest naturalny kolor. Haha. A marchewki? Przecież rosną pomarańczowe. No chyba że ten jej ptasi móżdżek myśli że ktoś je farbuje. Dobra wracając do drogi do "dziadków" minęła na słuchaniu dogryzek Seleny. Najgorsze było to jak zaczęła gadać o moich rodzicach. Ledwo wytrzymałam ale zanim zdążyłam wybuchnąć dojechałyśmy na miejsce.
- Witajcie! - krzyknęła starsza kobieta wybiegając z przytulnego małego domku na przedmieściach Dallas. - Jak dawno się nie widzieliśmy!A ty to pewnie Demi! - gadała jak najęta
- Tak to ja. - powiedziałam wchodząc za wszystkimi do domu. Tam przywitał nas też starszy mężczyzna. Po tym jak każdy został wyściskany (łączne ze mną) babcia Seleny zaproponowała herbatę - to może ja pani pomogę? - zapytałam w stając. Dziwnie się czułam siedząc tak bezczynie przy ciepłym komiku z pełną, kochającą się i szczęśliwą rodziną. Ja tu nie pasowałam
- Nie pani tylko Gabriela albo babciu jak wolisz
- Dobrze Gabrielo
- Od razu lepiej. Wyciągniesz szklanki z szafki nad zmywarką? - zapytała gdy weszłyśmy do kuchni
- Oczywiście

- Jej fajnie to tak bawić się w szczęśliwą rodzinę? - spytała mnie Selena dwie godziny później  gdy po obiedzie siedzieliśmy wszyscy w salonie a babcia Sel opowiadała różne historyjki z jej dzieciństwa
- Selena! - uniosła się jej mama
- Nie, ona ma rację - powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia
Gdy widziałam że nikt nie zauważy, pozwoliłam aby łzy spływały po moiej twarzy. Poszłam do naszego (musiałam mieć pokój z Seleną) pokoju i postanowiłam zadzwonić do Alice.
- Hej Słonko - usłyszałam po drugiej stronie
- Siemka i wesołych świąt - powiedziałam nie fatygując się jakimiś płytkimi regułkami życzeń.
- Nawzajem ale domyślam się że puki co nie jest za wesoło - słyszałam że się o mnie martwi. Tak jak zaraz po tym jak trafiłam do domu dziecka gdy przyłapała mnie z żyletką w ręce. Tak. Pięciolatka tnąca sobie żyły. Dobre nie? Nie wiedziałam wtedy co tak na prawdę robię ale to mi pomagało. Zadając sobie fizyczny ból przynajmniej przez chwilę nie czułam tego wewnętrznego. Pomogła mi się pozbierać po tragedii i od tamtej pory nie wzięłam ostrza do ręki.
- Nie za bardzo ale daje radę. Dziadkowie panny "Jestem gwiazdą" są bardzo mili. A co u ciebie?
- Dziwnie, pusto. Tęsknie za tobą. Twoimi odpałami, nawet podejrzewam że nauczycielom jest nudno. Wiesz tak spokojnie na lekcjach.
- Tak, też za tym tęsknię ale nic nie możemy na to poradzić. Rozmawiałaś już z dyrektorką?
- Tak, zgodziła się na sylwestra także przegadamy całą noc
- Poznasz Mils i na pewno się polubicie
- Też tak myślę. Muszę kończyć mieliśmy iść pomagać przygotowywać stół do kolacji i ubierać choinkę a jestem już spóźniona jakieś dziesięć minut.
- Norma. Kocham Cię
- A ja ciebie. Do zobaczenia - powiedziała i rozłączyła się
Poprawiłam makijaż i zeszłam na dół. Selena gdzieś się zmyła więc usiadłam na kanapie i włączyłam się do rozmowy.
- Kochanie - powiedziała Gabriela - nie wiem czy mogę spytać ale kim byli twoi rodzice? Opowiesz nam coś o nich i swoim dzieciństwie?
- Tak - powiedziałam niepewnie - byli prawnikami. Mieli własną kancelarię i chcieli abym ją kiedyś po nich przejęła ale - babcia nie dała mi dokończyć
- Ale ciebie nie za bardzo pociąga ten zawód. Czym się interesujesz?
- Niczym szczególnym nie mam jakiegoś hobby czy czegoś takiego. W domu dziecka na takie rzeczy nie ma się czasu - nie chciałam im mówić o piosenkach bo od razu chcieliby żebym im coś zaśpiewała
- Dziś jest kolejna rocznica śmierci twoich rodziców?
- Tak. Dwunasta. Byli w sprawach służbowych w Europie i bardzo chcieli zdążyć na święta do domu - powiedziałam  a po moim policzku spłynęła łza.
- Przykro mi - powiedziała kobieta, a ja spojrzałam na nią z wymuszony już uśmiechem ścierając łzę.
- W porządku. Pomóc przy kolacji? - zmieniłam temat bo dochodziła już szósta.
- Jeśli tylko chcesz to możesz nakryć do stołu
- Oczywiście - powiałam i podeszłam do szafki w której były naczynia na specjalne okazje i obrusy. Nakryłam stół i porozstawiałam talerze oraz sztućce. Z tego co dowiedziałam się od babci (jak to dziwnie brzmi przez tyle lat nikogo tak nie nazywałam) nie obchodzą Bożego Narodzenia jak wszyscy amerykanie tylko mieszają też z obyczajami z innych krajów z których wywodzą się ich korzenie.
Gdy dania były gotowe wszyscy zasiedliśmy do stołu. Złożyliśmy sobie życzenia i zaczęliśmy jeść. Selena na każdym kroku dawałam mi do zrozumienia że nie jestem tu mile widziana. Starałam się wytrzymać i nie okazywać jej jak bardzo mnie to boli. Po posiłku wszyscy poszli do salonu ale ja powiedziałam że pójdę położyć. Dla ludzi Boże Narodzenie było okazją do beztroskiego świętowania ale dla mnie nie były wesołe. Co roku spędzałam je bez rodziców, których tak bardzo kocham. Siadłam na parapecie i patrzyłam na ciemną ulicę. Mimowolnie wróciły wspomnienia tamtego wieczoru.


Siedziałam na parapecie okna i patrzyłam na ciemną ulicę oświetloną latarniami. Z nieba prószył śnieg. Wszystkie domy w okolicy były ozdobione świątecznymi lampkami i ozdobami.
- Margaret czemu rodziców jeszcze nie ma ? – od godziny dręczyłam tym pytaniem opiekunkę
- Nie wiem kochanie, powinni już być. Choć pooglądamy bajeczki
- Ale mieli przyjechać dzisiaj, jutro jest pierwszy dzień świąt
- Na pewno zdążą na czas
Poszłam z nią na kanapę i włączyłyśmy Disney Chanel.  Leciał akurat świąteczny odcinek Kaczora Donalda i Myszki Miki. Czego więcej do szczęścia pięciolatce ? Nagle rozległ się dzwonek .Cała rozradowana pobiegłam otworzyć drzwi. Za nimi niestety nie stali oczekiwani goście.

Najgorszy dzień życia. Od tamtej pory inaczej patrze na życie. Wiem że trzeba doceniać to co się ma bo można to stracić w najmniej spodziewanym momencie. Jako pięciolatka jeszcze tego nie rozumiałam do końca ale wiedziałam że życie nie jest proste jakby się mogło wydawać. Uciekałam do innego świata. Świata wyobraźni gdzie wszystko jest takie jakie powinno być ale to tylko pogarszało sytuację gdy wracałam do rzeczywistości. Wtedy jeszcze bardziej cierpiałam i popełniałam błędy. Ale miałam kogoś kto był blisko mnie. Gdyby nie Al nie wyszłabym na prostą. Bo to ona gdy się potykałam podawałam mi rękę i mówiła że wszystko będzie dobrze. Nim się zorientowałam byłam w krainie Morfeusza.