niedziela, 31 marca 2013

11. Wielki Joe

-Demi może już dość? -usłyszałam głos Seleny. Muzyka, która na początku mnie irytowała i te oślepiające światła zaczęły być coraz bardziej przyjemne. -Miley! Pomóż. -powiedziała, a ja spojrzałam na nią spod byka. Widziałam lekko przez mglę, co niewątpliwie jest skutkiem alkoholu. Po prostu chciałam chociaż przez chwilę poczuć się szczęśliwa, a nie mogę tego osiągnąć pamiętając o przeszłości.
-Daj jej spokój! - Miley podeszła do baru, wzięła dwie szklanki z kolorowym trunkiem i zniknęła w licznym tłumie. 
-Ale! Miley! Ehhhh... 
-Selena! Chodź! -Nick pociągnął ją za rękę i podobnie jak Miley, zniknęli w tłumie i prawdopodobnie tańczyli, bo co do Miley to nie jestem pewna czy taniec był dla niej ostatecznym planem tego wieczoru, a wieczór się już kończy. Chwiejnym krokiem wstałam od baru i skierowałam się w poszukiwaniu toalet. Tak jak myślałam, znajdowały się na końcu długiego korytarza. Gdy wracałam, obraz zaczynał być bardziej rozmazany, a w oczach zaczęły pojawiać się czarne plamki. Powietrze zaczęło stawiać się coraz bardziej ciężkie. Ciężko było mi oddychać więc zaczęłam kaszleć.
-Wszystko w porządku? -usłyszałam głos któregoś z tych braci. Chyba Joego, ale nie jestem pewna. -Ej co jest?
-Duszno mi. -powiedziałam cicho. 
-Zabiorę cię na dwór. -Objął mnie w pasie i już praktycznie nieprzytomną zaprowadził na świeże powietrze. Usiadłam na drewnianym podeście z tyłu domu, a on obok mnie. -Spokojnie, oddychaj. -powiedział. Po chwili mój organizm znowu normalnie funkcjonował, pomijając fakt, iż znajdowała się w nim dużo alkoholu. -Lepiej?
-Tak, dziękuję. Dlaczego to drzewko ma połamane gałęzie? - zapytałam widząc średniej wielkości drzewo, które właśnie tym odznaczało się od innych. 
-Kiedy miałem osiem lat mój ojciec kupił małą sadzonkę, i gdy ją zasadził powiedział, że to jest moje drzewo. Byłem z niego cholernie dumny. Cały czas czekałem aż urośnie na jakieś potężne drzewo na którym  będą rosły słodycze... wiesz... takie magiczne drzewo. Chciałem aby urosło nie dla mnie, lecz dla mojego taty. Rozumiesz? -zapytał a ja tylko pokiwałam głową. -Nie minęło dużo czasu, a zobaczyłem jak moi rodzice się kłócą. Miałem osiem lat, ale nie byłem idiotą. Rozumiałem wszystko, okazało się, że ojciec zdradzał matkę, sam nie wiem czy wciąż tego nie robi. Wierzyłem w drzewo, na którym będą lizaki ale wiedziałem co moja mama musi czuć. To chore. Chwilę później mój ojciec wyszedł trzaskając drzwiami, a moja mama płakała  Byłem na niego wściekły. Znienawidziłem go. Zacząłem niszczyć drzewko. Było małe, ale nie miałem wystarczająco siły aby go wyrwać. Po prostu zacząłem po nim skakać szarpać za gałęzie. Jak widać przeżyło. Nie mam pojęcia dlaczego ci to powiedziałem. Jezu! Dlaczego ci to powiedziałem! Nie było tej rozmowy.  -powiedział i zaczął odchodzić,
-Czekaj -odwrócił się i patrzył na mnie znacząco, -Bardzo żałujesz? -zapytałam,
-Powiedziałem to obcej dziewczynie, która może tą wiadomość sprzedać za kupę kasy! -zaczął krzyczeć,
-Chcesz mieć ubezpieczenie, że nikomu nie powiem?
-Niby jakie?
-Tajemnica za tajemnicę. -powiedziałam,
-A co to jakaś zabawa w wymiany? Nie potrzebuję niczyich sekretów. -zaczął powoli odchodzić, a mi było go po prostu żal.
-Jeśli będziesz wiedział coś o mnie, czego nie chcę aby wiedzieli inni, wtedy nie będę chciała wyjawiać tego co ty mi powiedziałeś, ponieważ ty mógłbyś powiedzieć coś o mnie. -popatrzył na mnie znacząco. -Przejdźmy się. -powiedziałam. Nie przemyślałam do końca tej propozycji, gdyż nie mam pojęcia co takiego mogłabym mu powiedzieć. Miałam wspaniałe dzieciństwo, aż do wypadku. Wypadek nie jest sekretem.
-Mój ojciec był alkoholikiem. -powiedziałam cicho. Czasami przychodził pijany do domu i widziałam jak idzie przez korytarz od ściany do ściany. Czasami w ogóle nie przychodził. Wtedy nie wiedziałam czy mam się martwić  czy myśleć, że to dobrze, bo go dzisiaj nie zobaczę pijanego  Nie wiedziałam czy mam jeszcze ojca czy nie. Nie wiedziałam czy nie leży gdzieś w fosie, czy nie wdał się w jakąś bójkę, czy jakiś samochód go nie przejechał. Nie wiedziałam czy jest bezpieczny. Gdy szłam z moją niańką do przedszkola, dwie przecznice od mojego domu leżał przy ulicy. Nawet się nie ruszał. Była zima. Myślałam, że zamarzł. Po raz pierwszy płakałam z jego powodu. Po prostu myślałam, że to koniec. Za każdym razem, gdzy widzialam jego twarz myślałam tylko o tym, jak bardzo go nienawidzę. Lecz tak naprawdę to ja go kochałam. Mimo tego, co robił, to ja go kochałam. Uświadomiłam sobie to dopiero wtedy,  gdzy dowiedziałam sie o wypadku. To normalne. Jestem pewna, że gdyby wrócił i znów był pijany to miałabym o nim takie samo zdanie jak przed wypadkiem. A uwierz nie miałam o nim dobrego zdania.
-Nie wiem co powiedzieć. - i właściwie wtedy po raz pierwszy usłyszałam w nim normalny głos. Taki...bez wyższości. -Nie miałem pojęcia.
-Tak, nikt nie ma pojęcia. -powiedziałam, na wszelki wypadek gdyby się kogoś dopytywał czy coś.
-Oprócz twojej niańki.
-Co?!
-No oprócz twojej niańki, ona o tym wiedziała.
-Ach, tak. Moja niańka.
-Chcesz zobaczyć najlepsze miejsce w Nowym Jorku? -zapytał patrząc na mnie z delikatnym uśmiechem.
-Co masz na myśli? -zapytałam.
-Chodź to się dowiesz. -wyciągnął rękę w moją stronę.
-Ugh. No dobra.
-Och, jaki entuzjazm! Jejku jej!
-Ale za to z ciebie mistrz ironii. -powiedziałam z przekąsem.
-No chodź nie pożałujesz. Mówię ci to niesamowte miejsce.
-Dobra. Ale urwę ci łeb, jeźeli będzie w tym coś romantycznego.
-Oj, obiecuję ci skarbie, że nie będzie. -powiedział chwytając mnie za policzek, a ja natychmiast zwaliłam jego rękę.
-Wiesz. bardziej ufałam ci pare sekund temu.
-No chodź. Mam nadzieję, że nie urwiesz mi głowy.
-Jesli nie będzie nic romantycznego, to nie.
-Wiesz, tez wkurzają mnie te niesamowite historyjki."Oh Romeo, Romeo, spójż na te gmachy.", "Oh Julio ma Julio. Ogól swe pachy." -powiedział z teatralnym "akcentem"
-Ogól swoje pachy?
-Tak, a bo co? Zawsze byłem romantyczny.
***
-Co ty do cholery robisz? -zapytałam, gdzy zakłam mi łapy na oczy, oczywiście zaraz je zwaliłam.
-No co? Zamknij oczy, tak będzie romantycznie.
-Będziesz mi cały czas tym dokuczał.
-Tak,
-Gdym ci powiedziała, że lubię romatyczne rzeczy, to ty nie robiłbyś nic romantycznego prawda.
-Prawda. -powiedzial, a ja delikatnię sie uśmiechnęłam. To trochę dziwne. Właściwie nigdy mi się nie zdarzyło, abym rozmawiała "normalnie" z nowo poznaną osobą. -No to zakrywamy oczka.
-Ugh! -powiedział i dałam mu sie "kierować" -Ała! Debilu, widzisz, że nic nie widzę! -krzyknęłam, już czwarty raz potykając się o ... o... własciwie to nie wiem p co. Ale przy odrobinie szczęścia był to kamień, chociaż po dźwięku, który usłyszałam wpadając w przeszkodę, wątpię w to, aby był to kamień.
-No otwórz oczy. -powiedział, a ja dam sobie głowe uciąc, że sie uśmiechał, ba on się szczerzył jak świnia.
-Ty sobie ze mnie kur*a żartujesz? -zapytałam widząc to, na co mnie zaprowadził. -Nie chaiłam nic romantycznego, ale bez przesady.
-Nie podoba ci się?
-To jest śmietnik, a jakiejś ciasnej alejce! Co ma mi się w tym podobać?!
-Ok, miałem cię dłużej pomęczyć, ale to nie jest miejsce docelowe.
-Co masz na myśli?
-Zobaczysz, Ale musisz wyjść do góry, powiedział pokazując zardziewiłą metalową drabinkę, która przylegała do budynku.
-Tu jest jakieś 15 metrów! Najwyżej po drabinie wyszlam na trzeci schodek! A w dodatku, to nie była całkowicie pionowa drabina, była pod jakimś skosem. No i nie była zardzewiała.
-Będę zaraz za tobą, jeśli spadniesz to na mnie.
-Och, co za pocieszenie. Umrzeć na ciele szaleńca! Jupi!
***
Nie wiem jak on to zrobił, ale przekonał mnie d wyjścia na samą górę. Widok był niesamowity, ale oczywiście nie o to mu chodziło. Teraz siłuje się z głazem (czy jak to sie nazywa) A ja siedzę i.. i właściwie nic nie robię. Już wystarczjąco śmiałam się z jego braku siły. Właściwie to jż śmiałam się ze wszystkiego.
-Pomóż! -kzyknął, Podbiegłam pod ten głaz i wraz z moją pomoca udała nam się go przesunąć! Jejku jej! Strongmen ... a właściwie to Strongirl Demi! Powinnam brac udział w zapasach czy coś. No alee.. Jak się domyślaniacie po otwarciu głazu pojawiły się kolejne schodzki. Zardzewaiałe schodzki. Czułam się coraz bardziej... niepewnie.
-To właśnie to niesamowite miejsce. -powiedział przyciskając jakiś guzik, który póżniej okazał się włącznikiem światła. Moim oczom ukazała sie wielka scena pokryta świecącym czymś. Widać było, że jest to jaki stary teart czy coś, gdyrz niektóre deski były dziurawe, a cała powierzchnia bardzo niepewna. Gdy po tym chodziłam myślałam, że to wszystko zaraz się zawali.
-Gdy przed występami miałem tremę, to zawsze tu przychodziłem. Wiesz... może ciężko ci w to uwierzyć, żei wieki Joe ma tremę, ale no cóż. Pomyślałem, że może tobie się przyda. A w dodatku na imprezie jest pewna natrętna dziewczyna i nie miałem ochoty spdzać z nią czasu.